.
.
.
.
. . .
.
W latach 1840-ych czesc Oglalow i Bruli oddzielila sie od swoich szczepow i przeniosla sie na poludnie od rzeki Platte.
Z czasem zaczeto ich nazywac Poludniowymi Oglala i Poludniowymi Brulami. Zyli oni w wielkiej przyjazni z plemieniem zamieszkujacym ten obszar, czyli z Czejenami. Ci Indianie mieli swietnych przywodcow w tym trudnym okresie miedzy 1860 i 1870: Ze wzgledu na zatrzesienie bizonow na srodkowych preriach (miedzy rzekami Platte i Arkansas) Indianom nie kwapilo sie do rezerwatow. W 1863 gubernator Terytorium Colorado, doktor John Evans, wyslal delegacje do Czejenow, Arapahow i Poludniowych Oglala z propozycja spotkania i rozmow pokojowych. Mimo obietnicy otrzymania sowitych prezentow wodzowie przyjeli ich nieufnie pytajac czego w zamian biali oczekuja. Gdy agenci do spraw indianskich, Loree i Colley, powiedzieli im ze chca aby Indianie zrezygnowali z koczowniczego trybu zycia, zeby osiedli w rezerwacie i zajeli sie rolnictwem, wodzowie odparli ze "jeszcze im tak zle sie nie powodzi aby przyjac te oferte."
Jednak wraz z naplywem poszukiwaczy zlota i osadnikow, sytuacja Indian zaczela sie pogarszac. Blade twarze ploszyly i zabijaly bizony i inna zwierzyne. Osadnicy zajmowali prerie pod uprawe roli i hodowle bydla.
Wojownicy zaczeli ich atakowac.
W latach 1865 i 1866 Lakoci i Czejeni kontynuowali wojne z bialymi.
Przez kilka tygodni lata 1867 Indianie atakowali bialych w zachodnim i srodkowym Kansas. W wyniku ich rajdow 79 Amerykanow zostalo zabitych, wielu bylo rannych, a kilku dostalo sie do niewoli. W sierpniu 200 Arapahow zaatakowalo farmy i rancza w Colorado.
.
Ta uproszczona mapa przedstawia sytuacje Lakota - Siuksow i Czejenow na srodkowych preriach, czyli miedzy rzekami Platte i Arkansas.
Objasnienia do mapy:
1.
|
Karna ekspedycja pulkownika Sumnera. "Bitwa" nad rzeka Solomon. . Choc w moim artykule skupiam sie glownie na latach 1860-1875, czyli okresie najintensywniejszych walk Lakotow i Czejenow na srodkowych preriach, to nie sposob calkowicie pominac wczesniejszy okres, a szczegolnie wyprawe pulkownika Sumnera w 1857 roku. Pulkownik Edwin Vos Sumner z 500 zolnierzami, 2 dzialami i grupa zwiadowcow wyruszyl w pole aby ukarac Czejenow i Poludniowych Oglala za ataki na bialych na srodkowych preriach. Punktem startowym wyprawy Sumnera byl fort Leavenworth nad Missouri. Poczatkowo jego oddzial poruszal sie wzdluz Platte i Poludniowej Platte. 15 lipca 1857 pulkownik Sumner postanowil opuscic doline tej rzeki aby poszukac wrogich Indian nad rzeka Republican.
Obszar przez ktory zolnierze maszerowali wygladal pol-pustynnie.
W rzekach byl bardzo niski poziom wody a wiele strumieni bylo wyschnietych. Ludzie i konie cierpialy.
Po kilku kolejnych dniach marszu znikly z zachodniego horyzontu Gory Skaliste. Teren byl zlozony z niewielkich piaszczystych wzgorz porosnietch trawami. W miare kontynuowania marszu i dotarcia do polowy drogi miedzy Pd. Platte i Republican, teren zrobil sie bardziej plaski, az w koncu stal sie rowny jak stol. Nigdzie nie bylo widac sladu czlowieka. Ani drzew. Co prawda spotykano plochliwe antylopy i sporo pieskow preriowych, ale nie widac bylo bizonow.
Pulkownik Sumner nie szedl jak to sie mowi "w ciemno" ale poruszal sie wzdluz starego indianskiego szlaku. Szlak ten prowadzil przez labirynt niewielkich wzgorz a nastepnie przez plaska prerie. Co jakis czas natrafiano na malenkie zrodla wody. Gdyby zolnierze zgubili ten szlak wtedy albo zabladziliby albo zgineli z pragnienia. (W 1856 porucznik Bryan przetarl ten szlak dla bialych podczas marszu z fortu Riley do Przeleczy Bridgera.) Gdy po przejsciu przez ten bardzo plaski teren natrafiono na pasmo piaszczystych wzgorz, zolnierze byli zmeczeni. Oboz zalozono nad zrodelkiem i dano wypoczac zwierzetom. Po przekroczeniu pasma wzgorz natrafiono na pierwsze bizony. Indianscy zwiadowcy, ktorzy szli daleko w przodzie, powiedzieli generalowi ze widzieli stado dzikich koni. Podczas nastepnego postoju slonce tak prazylo ze biali zostali zmuszeni do zrobienia zaslon przez sloncem. Otoz wbijali 4 szable w ziemie i na nich rozposcierali koc. Potem kladli sie pod niego i probowali zdrzemnac sie. 18 lipca ekspedycja dotarla do wyzyny gdzie nie bylo piasku. Teren byl lekko sfalowany, porosniety lepsza niz poprzednio trawa. Byla wiec nadzieja na upolowanie jakichs zwierzat i na posilek ze swiezego miesa. W koncu zolnierze dotarli do rzeki Solomon gdzie znajdowalo sie kilka wiosek indianskich. (William Chalflant podaje na str. 216 w ksiazce Cheyennes and Horse Soldiers. The 1857 Expedition and the Battle of Solomon Fork , ze stalo tam ponad 350 tipi.) Indianie od jakiegos czasu wiedzieli o zblizaniu sie wojska. Ich zwiadowcy obserwowali zolnierzy z daleka. Jeden z czarownikow powiedzial ze spowoduje aby kule zolnierzy nie zabijaly Indian. Zacheceni tym wojownicy dosiedli najlepszych koni i wyjechali z wiosek sformowani w cztery dlugie szeregi. Nastepnie Czejeni i Poludniowi Oglala zajeli pozycje na wzgorzu z ktorego mieli doskonaly widok na zblizajacego sie wroga. Lekki wiatr poruszal piora na glowach Indian. Ich twarze byly pomalowane w barwy wojenne. Wielu mlodych wojownikow bylo bardzo podekscytowanych zblizajaca sie walka. 29 lipca 1857 zwiadowcy doniesli pulkownikowi ze 300 wojownikow jest niedaleko i stoja juz uformowani w szyk bojowy. Sumner nakazal piechocie zatrzymac sie a sam z kawaleria ruszyl w strone wroga. Kawaleria utworzyla w ruchu formacje liniowa a nastepnie dwie kompanie oddzielily sie i ruszyly przeciwko flankom Indian. Reszta wyciagnela szable i ruszyla do szarzy. Tego Indianie nie oczekiwali. Szaman zapewnial ich ze nic im sie nie stanie od kul, ale nie od szabel ! Wedlug Sumnera Indianie trwali na pozycji ze "zdumiewajaca smialoscia" az do momentu kiedy szarzujacy zolnierze wyciagneli szable. Wtedy nagle rzucili sie do ucieczki we wszystkich kierunkach. Nie sposob bylo ich dogonic poniewaz mieli swieze konie. (Sumner pisal w swym raporcie "they stood with remarkable boldness, until we charged and were nearly upon them, when they broke in all directions, and we prusued them 7 miles. Their horses were fresh and very fleet, and it was impossible to overtake many of them.") Podczas poscigu biali zabili 9 Indian. Ilosc rannych jest mi nieznana. Oddzial Sumnera stracil 2 zabitych i 9 rannych (w tym jeden oficer). Nastepnego dnia po bitwie ktora wlasciwie nie byla bitwa poniewaz Indianie uciekli zanim skrzyzowano szable, lance i tomahawki, Sumner zostawil rannych pod eskorta kompanii piechoty, a sam ruszyl w poscig za wrogiem. Mial on takze nadzieje na znalezienie wiosek indianskich i zniszczenie ich. Sumner w koncu natrafil na duza wioske zlozona z 340 tipi. Indianie opuscili ja w poplochu i zolnierze zniszczyli wszystkie tipi, zapasy skor i zywnosci. Nastepnie zolnierze kontynuowali poscig przez 50 km. Indian nie doscignieto i Sumner zakonczyl swa kampanie. Pulkownik Sumner wrocil do fortu Leavenworth we wrzesniu 1857.
|
. Minelo kilka lat od nieprzyjemnego pierwszego spotkania Indian z zolnierzami (opis powyzej) zanim wojownicy Poludniowych Oglala, Poludniowych Bruli, Czejenow i Arapahow osmielili sie ponownie niepokoic bialych. W 1864 zabrali czesc koni zolnierzom z fortu Cottonwood nad Platte. Potem kilku Lakotow ostrzelalo zolnierzy pilnujacych wierzchowce w forcie Kearny. Jednak najbardziej zaniepokoil Amerykanow fakt ze Indianie zaczeli atakowac podroznych na szlaku Smoky Hill. Byla to droga laczaca osiedla nad rzeka Missouri z nowo powstalymi osiedlami z gorach Skalistych (obecny stan Colorado). Kilka lat wczesniej na tamtych obszarach odkryto zloto. To z kolei spowodowalo olbrzymi naplyw poszukiwaczy zlota. Po nich zaczeli pojawiac sie osadnicy. I zaden z bialych nie pytal tamtejszych Indian o zgode czy pozwolenie. Utahowie po prostu opuscili te ziemie i przeniesli sie bardziej na zachod. Arapahowie z kolei podzieli sie. Czesc plemienia dolaczyla do Czejenow i Lakotow i wspolnie zaczeli walczyc z bladymi twarzami. A czesc mimo wszystko nie chciala wojny i zyla niedaleko osad i fortow. 3 wrzesnia 1864 silny oddzial wojska liczacy 628 zolnierzy i ochotnikow pod dowodztwem generala Curtisa opuscil doline Platte i ruszyl na poludnie. Celem tej ekspedycji bylo ukaranie Indian za ich napady. Wiadomo bylo ze Poludniowi Oglala, Czejeni i Arapahowie obozuja gdzies nad rzekami Republican i Solomon. Miejsce to bylo "siedliskiem os" jak okreslil jeden z bialych.
Jak juz wspomnialem ekspedycja byla pod dowodztwem generala Curtisa.
Samuel Curtis byl doswiadczonym oficerem w latach 1860-ych zajmowal wysokie stanowisku na zachodzie. Byl on dowodca Departamentu Wojskowego Kansas obejmujacego trzy duze okregi: Nebraski (pod generalem Mitchellem), Kansasu (pod generalem Bluntem) i Gornego Arkanzasu (pod majorem Henningem).
Byla to druga wyprawa wojska przeciwko Indianom na srodkowych preriach. General Curtis wzial ze soba zwiadowcow z plemienia Paunisow. Znali oni kazdy kawalek tej ziemi i nienawidzili Siouxow i Czejenow. Paunisi poprowadzili zolnierzy na poludnie, docierajac do rzeki Solomon 7 wrzesnia. Jak dotad nie dostrzezono wrogich Indian.
General Samuel Curtis postanowil rozdzielic swoj oddzial na dwa mniejsze, aby tym sposobem pokryc wiecej terenu.
General Mitchell objal dowodztwo nad kilkoma kompaniami wojska, lekkimi dzialkami, polowa zwiadowcow indianskich, i ruszyl na zachod, wzdluz rzeki Solomon.
Zaledwie dwa dni po wyslaniu przez Curtisa uspokajajacego raportu Siouxowie i Czejeni zaatakowali grupe 21 cywilow, ktorzy badali ziemie nad rzeka Republican. Biali salwowali sie ucieczka na leb na szyje. W miedzyczasie generalowie Curtis i Mitchell bezskutecznie szukali Indian. Po kilku dniach na preriach, nawykle do dobrego karmienia w fortach wierzchowce zolnierzy, byly zmeczone. Generalowie mieli do wyboru zarzadzic odpoczynek, albo zwolnic tempo marszu. Wybrali to drugie. Nastepnego dnia Paunisi doniesli ze jacys jezdzcy zblizaja sie. General nakazal zolnierzom uformowanie szyku bojowego. Jak sie okazalo byla to grupa cywili, ochotnikow ze stanu Colorado, ktorzy szukali na wlasna reke Czejenow. Po tym spotkaniu ochotnicy zawrocili na zachod a general Mitchell na polnoc. Jego oddzial dotarl do miejsca z ktorego wyruszyl na kampanie 15 wrzesnia. Curtis wrocil sfrustrowany. Jego przelozeni byli rozczarowani wynikami tej kosztownej ekspedycji. Dwa dni pozniej, gdy konie zolnierzy wypoczely, general Mitchell ponownie wyruszyl w pole. Jego celem byli Siouxowie atakujacy bialych nad Polnocna Platte. Jednak gdy zolnierze i oddzial ochotnikow dotarli do miejsca przeznaczenia juz tam nie bylo Indian. Syn handlarza Benta znad Arkansasu, twierdzil ze po opuszczeniu placowki handlowej udal sie do wiosek indianskich nad rzeka Solomon w zachodnim Kansas. Bent mial za zone kobiete z plemienia Czejenow i swietnie sie orientowal w sprawach indianskich. W przeciwienstwie do generala Curtisa i zwiadowcow z plemienia Paunisow, syn handlarza bez klopotu znalazl Czejenow i Siouxow. Byl on zaskoczony iloscia lupow ktore wojownicy zwozili do wiosek. Byly to lupy zdobyte podczas atakow w dolinie rzek Platte i Smoky Hill. Indianie byli szczesliwi, nie brakowalo zywnosci. Bebny bily dniem i noca. (To niestety przeploszylo stada bizonow z najblizszej okolicy.)
Ponizej jest opis pozostawiony przez handlarza i przyjaciela Indian, George Benta, jego wizyty w wioskach indianskich nad rzeka Solomon w srodkowym Kansas. Wioski te byly polozone blisko siebie i nalezaly do Poludniowych Czejenow, Poludniowych Oglala (wodz Zabojca Paunisow), Bruli (wodz Pstrokaty Ogon) i Arapahow. W tymze czasie doszlo tez do potyczki z zolnierzami kapitana Mussey, o ktorej pisal general Mitchell 18 sierpnia 1864. Ponizszy opis znajduje sie w ksiazce Grinnella "The Fighting Cheyennes." "Jak jechalem od jednej wioski do drugiej, widzialem tance skalpow; wioski byly pelne lupow ze zdobytych karawan i konwoji; widzialem wojownikow ubranych w damskie peleryny i kapelusze i Indianki szyjace koszule z najlepszego jedwabiu. Pewnego sierpniowego ranka, gdy wiekszosc mezczyzn polowala na bizony uslyszelismy strzaly dobiegajace znad rzeki, z kierunku gdzie grupa Lakotow polowala. Mieszkancy wiosek mysleli ze to Lakoci strzelali do bizonow. Wkrotce zobaczylismy wojownika Czejenow o nazwisku Jastrzab, szybko zblizajacego sie i dajacego znac ze zolnierze zaatakowali polujacych Lakotow. Okolo 50 z nas pobieglo do miejsca gdzie pasly sie nasze stada koni. Dosiedlismy wierzchowcow i pognali na prerie. Przejechalismy przez wzgorze i zobaczylismy ze Lakoci sa rozproszeni po prerii i scigani przez grupki zolnierzy. Jak tylko biali zobaczyli nas natychmiast zebrali sie w jedna grupe i rozpoczeli odwrot. Ruszylismy za nimi. Wkrotce zaczely przybywac inne grupy mysliwych. Jednak do walki nie doszlo poniewaz zolnierze byli w duzej odleglosci od nas i nie zatrzymywali sie. Dwoch zolnierzy mialo wolniejsze koni i tych wojownicy zdolali dopasc i zabic. Pozostalym zolnierzom udalo sie dotrzec do fortu Kearny nad Platte. Oficer napisal w raporcie ze jego oddzial zaatakowal 500 Indian niedaleko Republican i scigal ich 10 mil, a potem Indianie zawrocili i scigali zolnierzy przez 30 mil." (10 mil = 16.1 km)
|
"Ten oficer rwie sie do walki. Pojade i zabije tego Hancocka !" - wodz Czejenow, Rzymski Nos (kwiecien-maj 1867) .
W 1867 rzad amerykanski wyslal na srodkowe prerie generala Hancocka aby uporzadkowal sprawy z Indianami.
Poczatkowo Hancock mial artylerie oraz 6 kompanii piechoty. Oddzial ten wyruszyl z fortu Leavenworth nad Missouri pociagiem
i dotarl do fortu Riley w Kansas w ostatnim tygodniu marca 1867. Tam zostal on wzmocniony 4 kompaniami 7-go Pulku Kawalerii
i 1 kompania z 37-go Pulku Piechoty.
Z fortu Riley oddzial generala Hancocka maszerowal do odleglego o 140 km fortu Harker. Tam dolaczylo do niego kolejne 2 kompanie kawalerii. Nastepnie general Hancock ruszyl w kierunku fortu Larned. Po kilku dniach marszu napotkano Indian i oficerowie spotkali sie na rozmowe z dwoma wodzami Czejenow. Nastepnego dnia rano oddzial ruszyl z fortu Larned nad strumien Paunisow (ang: Pawnee Fork) gdzie stala duza wioska indianska. Zolnierze rozbil oboz w odleglosci 30 km od fortu. Wkrotce biali zauwazyli slupy dymu unoszace sie z kierunku gdzie stala wioska. Jak sie okazalo to Indianie podpalili prerie aby nie pozwolic wojsku na zblizenie sie do ich wioski.
Po kilku kilometrach marszu biali dostrzegli 300 tipi ustawionych wzdluz strumienia ktorego brzegi byly porosniete drzewami i krzewami. Nieco ponad polowa tipi nalezala do Czejenow, reszta do Poludniowych Oglalow i Bruli.
Widzac taki pokaz sily ze strony Indian, general rozkazal piechocie, kawalerii i artylerii sformowac szyki bojowe. Nastepnie poszczegolne kompanie ruszyly naprzod: piechurzy z karabinami na ramieniu, a kawalerzysci z wyciagnietymi szablami. W swych wspomnieniach George Armstrong Custer jest pelen zachwytu dla obu stron: zolnierzy i wojownikow. Gdy obie strony stanely naprzeciwko siebie General Hancock wyslal tlumacza ktory zaprosil wodzow na rozmowy. Do spotkania doszlo w polowie drogi miedzy stronami. Wsrod wodzow byl Zabojca Paunisow, Zla Rana i Wysoki Niedzwiedz od Poludniowych Oglala i Wysoki Byk, Bialy Kon i Rzymski Nos od Czejenow. Ten ostatni nalezal do stowarzyszenia Zolnierzy Psow. Rzymski Nos trzymal biala flage w dloni, znak ze przybywa w celach pokojowych. Po powitalnych usciskach dloni Hancock zapytal dlaczego wczesniej Indianie zachowywali sie wrogo. Potem zapytal czy wodzowie chca wojny czy pokoju, bo jesli chca walczyc to on i jego zolnierze sa gotowi. Wodzowie odpowiedzieli ze sa za pokojem. Hancock odparl ze zamierza zblizyc sie z oddzialem do wioski ale zabroni zolnierzom wchodzenia do niej aby uniknac nieporozumien. Wodzowie nie przyjeli jego decyzji z radoscia. Kilka lat wczesniej oddzialy wojska zmasakrowaly wioske Czejenow nad Sand Creek i teraz bliskosc zolnierzy bardzo niepokoila ich. Hancock przyprowadzil dwoje dzieci wzietych do niewoli przez zolnierzy nad Sand Creek i teraz chcial je zwrocic Czejenom. Indianie byli szczesliwi widzac dzieci z powrotem ale nie byli zadowoleni ze byly one ubrane jak "blade twarze." Po rozmowie wodzow z generalem zolnierze rozlozyli sie obozem okolo 1 km od wioski indianskiej. Gdy kilka pasacych sie indianskich wierzchowcow znalazlo sie wsrod namiotow wojska, zolnierze zlapali je i zwrocili Indianom. Wkrotce jednak sprawy zaczely sie szybko pogarszac. Grupa wodzow Czejenow przybyla do obozu zolnierzy i poinformowala Hancocka ze ich kobiety i dzieci na widok wojska uciekly. General domagal sie aby oni wrocili obiecujac dobre traktowanie. Wodzowie, w tym Rzymski Nos, odpowiedzieli ze sprobuja je zawrocic. W wiosce za zgoda Indian przebywal metys, polkrwi Czejen, Ed Gurier, ktory co dwie godziny informowal generala o sytuacji. Wieczorem doniosl bialym ze wodzowie i wszyscy wojownicy siodlaja wierzchowce, pakuja rzeczy na travois i przygotowuja sie do opuszczenia wioski. Hancock nakazal aby Custer zebral swych kawalerzystow i otoczyl wioske. Ten manewr mial byc wykonany mozliwie cicho. Mimo zapadajacych ciemnosci zolnierze nie mieli problemow z poruszaniem sie poniewaz ksiezyc swiecil jasno. Oczekujac oporu ze strony Indian general rozkazal aby piechota i artyleria stali w pogotowiu gdyby trzeba bylo wesprzec kawalerie. Kawalerzysci po zblizeniu sie do wioski zatrzymalI sie. Custer, porucznik Moylan, doktor Coates i jego asystent, i metys Gurier, zsiedli z koni i zaczeli sie czolgac. W wiosce panowala cisza. Biali mysleli ze jej mieszkancy spali. Wkrotce okazalo sie ze tipi sa puste. Indianie odeszli, w tym czejenska zona metysa. Indianie zrobili to tak nagle ze w wielu tipi nadal palily sie ogniska ! Jak sie wkrotce okazalo Czejeni i Poludniowi Oglala rozdzielili sie na male grupy tym samym utrudniajac bialym poscig. Po poscigu non stop przez 50 km kawaleria Custera prowadzona przez zwiadowcow z plemienia Delawerow zgubila ich slad. Custer wiedzial tylko jedno, Indianie uciekali na polnoc i polnocny zachod. Biali przypuszczali ze poszczegolne grupy uciekajacych zbiora sie gdzies w dolinie rzeki Smoky Hill. Przez nastepne dni kawalerzysci widzieli sygnaly dymne dochodzace z roznych kierunkow. W ten sposob grupy Czejenow i Oglalow porozumiewaly sie ze soba. Podczas marszu Custer postanowil zapolowac na antylopy. W tym celu wzial kilka psow mysliwskich i razem z jednym z trebaczy oddalil sie od oddzialu. Podczas polowania natrafiono takze na samotnego bizona. Gdy Custer z kawalerzystami dotarl do fortu Hays w Kansas, natychmiast wyslal raport do generala Hancocka w ktorym opisal dzialania swego oddzialu. W miedzyczasie Hancock rozgniewany ze Indianie go "zdradzili" postanowil ukarac ich poprzez spalenie wszystkich tipi w opuszczonej wiosce ! Kampania Hancocka na srodkowych preriach nie obfitowala w wielkie bitwy z Indianami. Choc piechota i artyleria nie byly ani razu w akcji, to kawaleria pod dowodztwem Custera miala pelne rece roboty. Sam Custer chcial aby jego zona, ktora przebywala w jednym z fortow pogranicza, odwiedzila go. Poniewaz z fortu mial wyruszyc konwoj w celu dotarcia do obozu, wiec Custer chcial aby zona zabrala sie z nim. (Opis ataku Indian na owy konwoj znajduje sie w rozdziale ponizej.)
|
Oglala wyzwali bialych od tchorzy i pokazali im gole tylki. Wsciekli zolnierze chcieli ich scigac ale Custer zabronil. (1867) . W miedzyczasie w obozie Custera nad Republican zapanowala nuda. Indianie znikli, lub przynajmniej tak "bladym twarzom" sie wydawalo. Kazdego popoludnia zolnierze wypuszczali muly i konie na prerie aby popasly sie. Przed wieczorem sprowadzano je do obozu. Oboz byl pilnowany przez straze. Potem trebacz gral sygnal i gaszono ogniska. W bezchmurne noce w swietle ksiezyca bylo widac namioty, konie i muly. Custer tez wyslal dwie grupy zolnierzy, jedna pod dowodztwem majora Elliota zlozona z 11 zolnierzy, i druga zlozona z 50 zolnierzy jako eskorte konwoju. Pewnego wieczoru rozlegl sie strzal. To jeden ze straznikow strzelil do obcej postaci zblizajacej sie do koni. Wkrotce rozlegly sie strzaly i straznik zostal trafiony kula karabinowa, i upadl ranny na ziemie. Wszyscy oficerowie i zolnierze poderwali sie na nogi a jeden z nich przebiegajac obok namiotu Custera krzyknal: "Oni tu sa !" Poczatkowo Custer nie wiedzial o kogo chodzi, jednak wkrotce wyjasnilo sie ze chodzi o Indian. Custer zlapal swoj karabin Spencer i wybiegl z namiotu. Okolo 50 konnych wojownikow wyjechalo z pobliskiego jaru i ruszylo w kierunku koni i mulow. Jednak spotkal ich zawod, przebudzeni strzalami i okrzykami zolnierze otworzyli ogien z karabinow. Indianie szybko wycofali sie na bezpeczna odleglosc. Do pierwszej ich grupy dolaczyly kolejne i wodzowie zaczeli sie naradzac co robic dalej. Custer wyslal jednego z tlumaczy aby porozmawial z Indianami i dowiedzial sie z jakiego plemienia pochodza. Wodzowie zgodzili sie spotkac z Custerem w polowie drogi, nad rzeka. Po obu stronach mialo byc nie wiecej niz po 6-7 osob. Custer i szesciu oficerow w towarzystwie trebacza i tlumacza ruszyli w kierunku Indian. Potem zsiedli z koni ktore zostawili pod opieka trebacza a sami ruszyli pieszo w strone wodzow. Gdyby trebacz zauwazyl ze Indianie zachowuja sie wrogo mial natychmiast dac sygnal. Zolnierze ktorzy pozostali w obozie byli w pelnej gotowosci bojowej i mieli natychmiast przyjsc z pomoca Custerowi i jego towarzyszom. Wedlug umowy z wodzami obie strony mialy przybyc nieuzbrojone. Jednak Custer nie ufal Indianom i nakazal aby kazdy mial przy sobie rewolwer wsadzony za pas pod kurtke lub mundur. Pierwsi na miejscu stawili sie biali. Wkrotce przybylo 7 wodzow. Custer byl zaskoczony widzac Zabojce Paunisow (na fotografii), wodza Poludniowych Oglala. W swym pamietnikach nazywa on wodza "starym znajomym", ktory wczesniej obiecywal ze bedzie zyl w pokoju z "bladymi twarzami." Custer pisze ze glownym celem rozmow z wodzami bylo dowiedzenie sie gdzie znajduje ich wioska. Tego jednak czujni wodzowie nie wyjawili. Z kolei wodzowie chcieli sie dowiedziec o planach oddzialu Custera. Oficerowie jednak nie byli zbyt rozmowni a sam Custer trzymal jedna dlon na ukrytym rewolwerze. W pewnym momencie z nadrzecznych krzewow wyjechal mlody wojownik i zblizyl sie do oficerow i wodzow. Nikt do tego faktu nie przywiazal wiekszego znaczenia dopoki kilka minut pozniej kolejny wojownik dolaczyl do nich. Custer zaprotestowal do Zabojcy Paunisow ze Indianie lamia warunki. Wodz probowal zbagatelizowac sprawe ale po kolejnych protestach Custera obiecal ze juz nie bedzie wiecej "przybyszy."
Po tym nieprzyjemnym epizodzie oficerowie i wodzowie wrocili do przerwanej rozmowy. Po chwili jednak pojawila sie grupa wojownikow po drugiej stronie rzeki i wygladalo na to ze oni tez chca dolaczyc do rozmowcow.
(Custer pisze na str. 141: "The conversation was then resumed and continued until another party of the warriors was seen preparing to cross from the other side.")
Po kilkudziesiu minutach rozmowy, wodzowie orzekli ze oczekuja drobnych prezentow: kawy, cukru, amunicji itp. Custer zgodzil sie na nie z wyjatkiem amunicji. Potem obie strony rozeszly sie. Custer nakazal pojscie sladami wodzow, majac nadzieje ze zaprowadza one do wioski indianskiej. Wodzowie jednak zorientowali sie w sytuacji i tak szybko pognali swe wierzchowce ze zolnierze pozostali daleko w tyle. Po kilku godzinach grupa zolnierzy zdecydowala sie zawrocic do obozu. Zaraz jak tylko wrocili Custer zauwazyl ze oboz jest obserwowany przez Indian i wyslal kapitana Hamiltona z grupa zolnierzy aby dowiedzial sie jakie sa ich intencje. Hamilton ruszyl w kierunku niewielkich wzgorz gdzie znajdowalo sie 6 konnych wojownikow. Jednak jak tylko zolnierze zblizyli sie do nich, Indianie odjechali na inne wzgorze. Gdy Hamilton kontynuowal swoj marsz Indianie rozdzielili sie na dwie grupy idace w roznych kierunkach. W tej sytuacji Hamilton podzielil swoj oddzial liczacy 50 zolnierzy na dwie grupy. Dowodztwo nad jedna z nich objal brat Custera, a nad druga sam Hamilton. Gdy tylko te dwie grupy zaczal dzielic wiekszy dystans, nagle wyjechalo z jaru ponad 40 wojownikow i z okrzykami wojennymi ruszyli w kierunku zolnierzy Hamiltona. Indianie zaczeli krazyc naookolo zolnierzy i strzelac do nich z lukow i rewolwerow. Wedlug Custera Indianie wykazali sie "niezwykla smialoscia" podjezdzajac dosc blisko do zolnierzy. Strat jednak nie zadali przeciwnikowi poniewaz strzelanie z jadacego konia nie zwiekszalo skutecznosci ognia, a wprost przeciwnie. (Custer pisze na str. 146: "The Indians displayed unusual boldness, sometimes dashing close up to the cavalry and sending in a perfect shower of bullets and arrows. Fortunately their aim, riding as they did at full speed, was necessarily inaccurate.") Doktor Coates znajdowal sie w polowie drogi miedzy tymi dwiema grupami zolnierzy i kiedy uslyszal strzaly ruszyl w kierunku grupy Hamiltona. Indianie zobaczyli go i 6 wojownikow ruszylo za nim. Widzac Indian doktor zawrocil konia i ruszyl z powrotem w kierunku obozu od ktorego dzielo go ponad 5 km. Wojownicy bedac znacznie lepszymi jezdzcami niz doktor mieli nadzieje dopadniecia go. Pedzac jak szalony po prerii doktor w koncu dotarl w poblize obozu. Wojownicy zatrzymali sie, oddali kilka strzalow i odjechali. Mocno wystraszony, ale i szczesliwy, doktor opowiedzial ze widzial jak Hamilton i jego zolnierze sa otoczeni przez Indian. Slyszac to Custer natychmiast nakazal siodlac konie i ruszac im z pomoca. Jak sie okazalo Hamilton sam odparl atak Indian i wlasnie wracal do obozu. Napastnicy po stracie 2 zabitych i kilku rannych odeszli. Ale poniewaz odeszli w kierunku gdzie znajdowal sie major Elliot z 11 zolnierzami wiec Custer zaczal bardzo sie niepokoic o nich. Po kilku dniach Elliot i jego ludzie szczesliwie wrocili do obozu. Kilka dni pozniej z obozu Custera zdezerterowalo 13 zolnierzy. A do tego zrobili to w dzien i na oczach reszty oddzialu ! Siedmiu z nich bylo konno a 6 pieszo. Oficerowie powiedzieli Custerowi ze wiecej zolnierzy planuje zdezerterowac. Slyszac to Custer nakazal aby straze wokol obozu skladaly sie z oficerow.
Mozna powiedziec ze poza tymi wyzej opisanymi wiekszych wydarzen nie bylo.
Bylo za to kilka zabawnych wydarzen. Na przyklad pewnego dnia na pobliskim pagorku pojawili sie wojownicy Lakotow.
Ale zamiast ostrzelac oboz Custera to zaczeli krzyczec wyzwiska pod adresem zolnierzy
a potem pokazali im gole tylki.
|
(Czerwiec 1867) .
Karawana Cooke'a, lub raczej niewielki konwoj wojskowy pod dowodztwem porucznika Cooke'a, znajdowala sie gdzies w poludniowo-zachodniej Nebrasce lub polnocno-wschodnim Colorado. Byl to obszar plaskiej jak stol prerii.
(Custer pisze na str. 155: "The escort was moving over a beautifully level plateau. Npot a mound or hillock disturbed the evenness of the surface for miles in every direction.") Jako eskorta konwoju sluzyla kompania kawalerii pod dowodztwem porucznika Robbinsa. W sumie bylo tam 50 ludzi. Przewodnikiem byl zahartowany weteran pogranicza znajacy te ziemie i taktyke walki Indian, niejaki Comstock. Gdyby uzyc tu slownictwa z powiesci Karola Maya lub Wieslawa Wernica, Comstock bylby westmanem. Moze nie tak szlechetnym i dobrym jak Old Surehand, Old Shatterhand czy Karol Gordon, ale rownie dobrze znajacym Dziki Zachod. Comstock i dwaj porucznicy, Cooke i Robbins, jechali na czele konwoju. 26 czerwca, gdy konwoj znajdowal sie w polowie drogi miedzy fort Wallace w stanie Kansas, i Strumieniem Bobrow (ang: Beaver Creek), Comstock zauwazyl kilka glow Indian przygladajacym sie bialym z ukrycia. Slyszac to Cooke i Robbins wzieli lornetki i zaczeli przygladac sie wskazanemu miejscu. Widzac ze biali zobaczyli ich, Indianie wyjechali z ukrycia. Poczatkowo biali nie mieli powodow do niepokoju bowiem bylo tam zaledwie 20 wojownikow. Jednak wkrotce nowe grupy zaczely przybywac i liczba wojownikow wzrosla do okolo setki. Biali poczatkowo nie byli pewni czy to wrodzy czy pokojowo nastaowieni Indianie. Ich watpliwosci wkrotce sie rozwialy gdy sily Indian wzrosly do okolo 500 wojownikow pomalowanych w barwy wojenne. Comstock, Cooke i Robbins zauwazyli to przez lornetki. Niektorzy byli uzbrojeni w karabiny i rewolwery, wielu mialo lance, luki i strzaly. Amerykanie zdecydowali sie nie zatrzymywac wozow aby je ustawic w obronne kolo. Zamiast tego wozy ustawiono w dwa szeregi, pomiedzy ktore wgoniono zwierzeta, i kontynuowano powolny marsz. Zolnierze zsiedli z koni i z karabinami w dloniach posuwali sie po obu stronach konwoju. Zolnierzami po jednej stronie dowodzil Cooke a po drugiej Robbins. Co czwarty zolnierz zostal oddelegowany do pilnowania koni. Indianie zblizyli sie do konwoju ale nie atakowali. Po prostu poruszali sie za nim obserwujac przygotowania bialych do obrony. Custer w swych pamietnikach tlumaczy to tym ze wojownicy prawdopodobnie czekali az konwoj wjedzie na obszar bardziej dogodny do szarzy konnej. Pierwszy atak Indian nastapil z lewej flanki. Zolnierze przyklekneli, wycelowali i czekali az napstnicy podjada blizej. Potem rozlegla sie salwa, kilku wojownikow spadlo z koni i kilka trafionych wierzchowcow przewrocilo sie wraz z jezdzcami. Indianie wycofali sie na dalsza odleglosc a William Comstock wyjechal naprzod i wyzwal ich od tchorzy. Oficerowie przeszli wzdluz szeregu zolnierzy i ostrzegli ich przed strzelaniem na duza odleglosc, czyli przed marnowaniem amunicji. W nastepnym ataku wojownicy przyjeli inna taktyke. Objezdzali wozy tak ze za kazdym razem kolo bylo coraz ciasniejsze. Podczas jazdy strzelali do bialych sami kryjac sie za wierzchowcami. Tak jak widac na tym obrazie obok. Zolnierze jednak odparli ten i nastepny atak. Z jednej strony oficerowie byli zadowoleni z dotychczasowego przebiegu walki. Ataki wroga zostaly odparte bez strat wlasnych. Z drugiej strony Indianie poniesli tylko lekkie straty a zolnierzom zaczynalo brakowac amunicji. Indianie jednak nie zmusili Amerykanow do zatrzymania sie, konwoj nadal poruszal sie. Naookolo wozow powoli jechali i szli zolnierze z karabinami gotowymi do strzalu. Ku radosci zolnierzy na horyzoncie pojawil sie oddzial kapitana Westa. Indianie nie byli pewni co dalej robic, czy kontynuowac ataki czy je przerwac. Poniewaz ich konie byly zmeczone szarzami, wiec zdecydowano sie odejsc. Zolnierze ich nie scigali. Straty Indian wyniosly 5 zabitych i 6 rannych. Dwoch zolnierzy bylo rannych.
|
Indianie walczyli jak wojsko. (Czerwiec - lipiec 1867) . W 1867 w Kansas sprawy nie wygladaly dobrze. Grupa Czejenow wspierana przez 20 Oglalow i 4 Arapahow najechala osiedla w dolinach rzek Solomon i Saline. 26 czerwca Czejeni (Zolnierze Psy) i Poludniowi Oglala zaatakowali stacje dylizansow i ranczo nad Pond Creek. Garnizony stacjonujace w fortach na pograniczu w stanie Kansas otrzymaly rozkaz ukarania Indian.
Z fortu Wallace (na ilustracji -->) wyruszyl kapitan Barnitz z poltora kompania 7-go Pulku Kawalerii.
Ta placowka wojskowa odegrala wazna role w ujarzmieniu Czejenow i Poludniowych Oglala.
Wraz z trzema innymi fortami (Riley, Harker, Hays) mial on strzec szlaku Smoky Hill wiodacego do zlotonosnych gor Colorado.
Ze wzgledu na swe najbardziej na zachod wysuniete polozenie, fort ten znajdowal sie w sercu ziem Czejenow, na obszarach obfitujacych w bizony.
Okolo 3 km od fortu Wallace znajdowalo sie pasmo niewielkich pagorkow. Tam wlasnie znajdowali sie wrodzy Indianie. Barnitz nakazal sformowanie sie w linie i ruszenie do szarzy. Ku jego zdumieniu Czejeni i Oglala w sile 50-75 wojownikow utworzyli szyk wojskowy i tez ruszyli do ataku.
|
"Nie chcemy walczyc z murzynami, chcemy walczyc z wami biale skurw***ny!" (Sierpien 1867) . Major Moore wyruszyl z kilkoma kompaniami wojska przeciwko wrogim Indianom. Kapitan Armes z trzema kompaniami przeczesywal teren gdzie mialy miejsce ataki na bialych mysliwych polujacych na bizony. Jako zwiadowca sluzyl mu niejaki Pliley. Armes zaskoczyl i rozbil mala grupe Arapahow. 21 sierpnia zwiadowca Pliley znalazl slady Indian nad strumieniem Pieska Preriowego. Byl to rejon, jak sama nazwa wskazuje, zamieszkaly przez te ucieszne stworzenia. Zwiadowcy Czejenow juz wczesniej zauwazyli zblizanie sie zolnierzy i dali o swym odkryciu znac za pomoca plonacych strzal. Indianskie sygnaly zauwazyli biali. Kapitan Armes nakazal aby tabory zatrzymaly sie w bezpiecznym miejscu nad strumieniem. Dal im eskorte zlozona z 65 zolnierzy a sam z reszta oddzialu ruszyl za Plileyem.
W miedzyczasie Pliley z przerazeniem zauwazyl ze w jego kierunku jedzie 300 wojownikow ! Jeden z atakow byl prowadzony przez wojownika z pioropuszem na glowie i dosiadajacego wspanialego konia. Biali odparli ten atak dzieki 7-strzalowym karabinom Spencera. Jednak owy wojownik nie odjechal do tylu wraz z innymi ale zaszarzowal pozycje wojska. Zranil jednego z zolnierzy, przejechal przez czworobok i mimo licznych strzalow odjechal bez najmniejszej rany ! W ciagu pierwszych atakow Indian obie strony mialy po kilku rannych. Zwiadowca Pliley byl jednym z nich. Nastepnie pojawilo sie dodatkowe 400 wojownikow i wzmocnilo sily napastnikow. W tej sytuacji zolnierze, ostrzeliwujac sie caly czas, wycofali do niewielkiego kanionu. Czejeni zaczeli kpic z bialych oskarzajac ich o tchorzostwo. Jeden z wojownikow podjechal do zolnierzy trzmajac lance na ktorej ostrzu byl zatkniety skalp zabitego zolnierza (murzyna). Czejen krzyknal w niezlej angielszczyznie : "W ten sposob bedziemy was traktowac !" Za sugestia Plileya zolnierze puscili wolno konie i muly. Indianie ruszyli za nimi starajac sie zlapac jak najwiecej wierzchowcow. Wtedy zolnierze otworzyli ogien i zadali im straty. Tuz przed zapadnieciem ciemnosci Indianie odeszli. Nastepnego dnia ranem Czejeni i Lakoci ponownie pojawili sie. Przez caly dzien trwaly manewry i ostrzeliwanie sie. Jednak biali nie chcieli opuscic swych pozycji w kanionie. To z kolei irytowalo wojownikow. Indianie podjezdzali do pozycji zolnierzy i wyzywali ich od tchorzy i bab kryjacych sie za oslonami. Z kolei jeden z wojownikow krzyczal: "Nie chcemy walczyc z murzynami, chcemy walczyc z wami biale skurw***ny!" (ang: We don't want to fight the niggers, we want to fight you white sons of bitches !) Wieczorem Armes i jego oddzial opuscili kanion i ruszyli w kierunku fortu Hays. 23 sierpnia Indianie ponownie go otoczyli, ale tym razem na krotko. Gdy po kilku godzinach napastnicy odeszli, zolnierze pod oslona nocy ruszyli w droge do fortu. Straty wojska (oddzialy Armesa i Jennessa) w walkach nad strumieniem Pieska Preriowaego wyniosly 3 zabitych i 29 rannych. Wedlug innych zrodel straty bialych byly 8 zabitych i 35 rannych. .
|
"Czuje jakbysmy maszerowali prosto w objecia piekla." .
W Sierpniu 1868 general Philip Sheridan, zwanym Malym Philem, zastapil generala Hanckocka na stanowisku dowodcy Departamentu Missouri. Sheridan zdobyl slawe jako dowodca kawaleriii podczas wojny secesyjnej, a nastepnie zorganizowal szereg kampanii militarnych przeciwko Indianom.
Po serii kosztownych ale nieudanych kampanii w ktorych sklad wchodzilo setki zolnierzy i dziesiatki wozow zaopatrzeniowych, general Sheridan zdecydowal sie na uzycie nowej taktyki w walce z Indianami prerii. Rozkazal majorowi Forsythowi z 9-go Pulku Kawalerii aby zebral 50 ochotnikow wsrod ludzi znajacych zycie na preriach i bedacych dobrymi strzelcami i jezdzacmi. Ta elitarna grupa miala dzialac na zasadach zblizonych bardziej do taktyki zwiadowcow niz regularnych oddzialow armii USA. . W miedzyczasie oddzial pod dowodztwem kapitana Benteena wyszedl z fortu Zarah i mial starcie z Indianami nad strumieniem Walnut Creek. Major Forsyth planowal jakos dogadac sie z wrogimi Indianami i wyslal dwoch doswiadczonych zwiadowcow, Grovera i Comstocka (-->), do duzej wioski polozonej niedaleko zrodel rzeki Solomon. Wodz Indycza Noga przyjal ich chlodno i po krotkiej rozmowie nakazal opuscic wioske. Siedmiu wojownikow eskortowalo dwoch bialych aby im krzywda sie nie stala ze strony agresywnych wojownikow. Gdy cala grupa byla juz na prerii nagle Indianie zaatakowali zwiadowcow. Comstock zginal na miejscu a Grover uzywajac jego ciala jako oslony odparl napastnikow. Wieczorem udalo mu sie wymknac i dotrzec do fortu Wallace. Bylo jasne dla Amerykanow ze Lakoci i Czejeni nie zamierzaja zakopac topora wojny. .
Sformowanie elitarnego oddzialu Latem 1868 major George Forsyth (-->) oglosil pobor ochotnikow do oddzialu szybkiego reagowania. Kazdemu ktory zglosil sie z wlasnym koniem placono 75 dolarow za miesiac sluzby. Dla tych co przybyli bez koni placono po 50 dolarow. Prawie wszyscy ochotnicy byli doswiadczonymi ludzmi pogranicza i swietnymi strzelcami i jezdzcami. Nazwali siebie "Mscicielami z Solomon" , ktora to nazwa zostala wkrotce zamieniona na "Zwiadowcy Forsytha." W sumie Forsyth zebral 57 ochotnikow w Forcie Harker. (Z tej liczby 30 przybylo z Ellsworth a reszta z fortu Hays.) Z wyjatkiem oficerow reszta oddzialu nie nosila mundurow wojskowych. Kazdy z nich byl uzbrojony w 7-strzalowy karabin Spencera z 140 sztukami amunicji, i rewolwer z 30 sztukami amunicji. Kazdy niosl w torbie zywnosc, ktora miala wystarczyc na 7 dni. Pozostalo amunicje (4.000 sztuk), zywnosc i srodki medyczne wieziono na mulach. Na mulach takze wieziono kilka kilofow i lopaty. General Sheridan nakazal majorowi Forsythowi wyjscie w pole 29 sierpnia. . Major George Forsyth i 48 zwiadowcow opuscili fort Hays w srodkowym Kansas i ruszyli na zachod. Zastepca Forsytha byl porucznik Frederick Beecher, weteran niedawno zakonczonej wojny secesyjnej, ktory otrzymal medal za bitwe pod Gettysburgiem. Przy oddziale znajdowal sie takze doktor. 5 wrzesnia oddzial dotarl do fortu Wallace nie napotkawszy sladow Indian. Rankiem 10 wrzesnia dowiedziano sie ze Indianie zaatakowali konwoj 20 km od fortu, tuz pod miasteczkiem Sheridan, gdzie byla koncowka budowanej linii kolejowej Kansas Pacific Railroad. Po zabiciu dwoch woznicow, wiekszosc wolow i spaleniu wozow, Indianie wycofali sie na prerie. Major Forsyth wyruszyl aby odnalezc i ukarac napastnikow. Wkrotce natknieto sie na grupe 25 wojownikow i ruszono ich sladami. Tropy prowadzily na zachod, w kierunku granicy miedzy stanami Kansas i Colorado. .
"Czuje jakbysmy maszerowali Po przekroczeniu granicy miedzy stanami Kansas i Colorado oddzial Forsytha rozbil oboz nad strumieniem Arikara. 14 wrzesnia dostrzezono wiele sladow kopyt konskich i travois. (Przed przeniesieniem wioski na inne miejsce tipi zwijano i zapakowywano na travois. Na travois pakowano takze inne rzeczy, jak skory, przedmioty codziennego uzytku itd. Czasami jechaly na nim dzieci i starsze osoby. Travois to jakby konskie wloki.) Ze sladow wynikalo ze Indianie czesto na tym obszarze przebywali. Wielu bialych zaczelo sie niepokoic. Stillwell powiedzial do porucznika Beechera: "Czuje jakbysmy maszerowali prosto w objecia piekla." McLoughlin bezskutecznie nalegal aby major Forsyth zrezygnowal z kontynuowania wyprawy. Indianie faktycznie przebywali w okolicy. I byli to ci ktorych szukali zolnierze, a wiec agresywni wojownicy Poludniowych Oglalow i czlonkowie stowarzyszenia Zolnierze Psy z plemienia Czejenow. Ze wszystkich Czejenow Zolnierze Psy nienawidzily bialych najbardziej. Tych pierwszych prowadzil Zabojca Paunisow, a tych drugich Rzymski Nos. Obaj wodzowie byli dobrze znani w fortach pogranicza.
Biali niewiedzieli ze 18 km dalej znajdowaly sie wioska Oglala-Siouxow i wioska Czejenow z kobietami i dziecmi. W sumie stalo tam 110 tipi Czejenow (w wiekszosci Zolnierze Psy) i 140 tipi Poludniowych Oglala prowadzonych przez Zla Rana (wodz) i Zabojce Paunisow (wodz wojenny). W wiosce Czejenow stalo takze kilka tipi Arapahow a w wiosce Oglalow kilka tipi Brulow.
. Przedwczesny atak mlodych wojownikow.
Wodzowie planowali zaatakowac nadchodzacy oddzial Forsytha niespodziewanie, z zaskoczenia.
Mial to byc atak calymi silami. Aby zapobiec przedwczesnemu opuszczeniu wioski przez grupy mlodych wojownikow, ktorzy chcieliby popisac sie tym ze pierwsi zaatakowali wroga, lub tym ze zdobyli kilka koni, Zolnierze Psy podjely sie patrolowania wiosek. Mimo grozby pobicia ze strony Zolnierzy-Psow kazdego kto opusci wioske, 8 wojownikom (6 Lakotow i 2 Czejenow) jakos udalo sie wymknac !
Forsyth nakazal rozbicie obozu i odpoczynek niedaleko dlugiej wyspy polozonej na srodku plytkiej rzeki. Zolnierze rozsiodlali konie i rozpalili kilka ognisk aby zjesc posilek. Tuz przed zachodem slonca biali zauwazyli na poludniowy-wschod od wyspy jak Indianie wystrzelili zapalajaca strzale. Odpowiedzia na ten sygnal bylo kilka strzal wystrzelonych w innych miejscach. Gdy nadeszla noc major Forsyth nakazal wzmocnic straze. Nad ranem George Oaks obudzil sie slyszac dudnienie setek kopyt. Kilkunastu innych tez sie obudzilo. Oaks uslyszal jak jeden z nich powiedzial ze to stado bizonow idzie prosto na wyspe. Chwile potem ktos inny krzyknal: "Indianie nadchodza z drugiej strony !" Biali zobaczyli jak od wschodu nadjezdza 8 mlodych wojownikow strzelajac, wymachujac derkami i glosno krzyczac. Mlody Sig Shlesinger myslal ze to bedzie masowy atak Indian i byl powaznie zaniepokojony. Chwile pozniej okazalo sie ze napastnicy byli zainteresowani tylko wierzchowcami bialych. Mimo ognia karabinowego 7 wierzchowcow zostalo zabranych przez Indian, ktorzy rownie szybko znikneli jak sie pojawili. Zwiadowca Grover byl pod wrazeniem szybkosci akcji wojownikow. Mimo tego drobnego sukcesu wodzowie byli niezadowoleni. Swa akcja mlodzi wojownicy ostrzegli blade twarze o obecnosci Indian, tym samym uniemozliwiajac zaskoczenie ich naglym i zmasowanym atakiem. . Oddzial zajmuje pozycje na wyspie. Fotografia: wyspa Beechera prawie 50 lat po bitwie. Zdjecie zrobione ze wzgorza z ktorego Indianie obserwowali bialych. Na pierwszym planie jest widoczna rzeka Arikaree. Tam gdzie jest grupa drzew tam jest wyspa na ktorej bronili sie zolnierze Forsytha. Forsyth nakazal przyprowadzic i osiodlac pozostale konie. Choc po bitwie Forsyth twierdzil ze przeprowadzka na wyspe odbyla sie w sposob zorganizowany to wielu pozostalych uczestnikow twierdzilo inaczej. Na przyklad Eli Ziegler pisal ze zolnierze rzucili sie na leb, na szyje (ang: pell-mell, helter-skelter) w strone wyspy. Forsyth nakazal opuszczenie obozu i przeniesienie sie na wyspe polozona posrodku rzeki Arikara. Wyspa miala 75 krokow dlugosci i 30 krokow szerokosci i roslo tam kilka wierzb i dzikich sliwek. Na jednym jej koncu roslo samotne drzewko bawelniane. . Pierwsza wielka szarza Indian. Na wyspie biali wykopali szereg dolow w ktorych zajeli pozycje strzeleckie. Inni ukryli sie za zabitymi konmi i w wysokiej trawie. Wielu wojownikow Czajenow, Lakotow i Arapahow zsiadlo z koni i zaczelo sie czolgac w trawie. Po zblizeniu sie na odleglosc strzalu zaczeli mierzyc nie tylko w zolnierzy ale takze i w ich konie i muly.
Major Forsyth zostal trafiony kula w momencie gdy obchodzac pozycje zajmowane przez zolnierzy, zachecal ich do wytrwania. Rannego majora polozono do jednego z wykopanych dolow. Gdy doktor Mooers opatrywal mu rane, druga kula trafila go w noge. Trzecia kula lekko drasnela go w glowe !
Dwie godziny pozniej 200 konnych wojownikow, w wiekszosci Lakotow, przypuscilo szarze na pozycje zolnierzy na wyspie.
Na czele jechal wojownik Zle Serce (polkrwi Lakota, polkrwi Czejen) a nie Rzymski Nos, jak to niektorzy autorzy ksiazek dla mlodziezy twierdza.
Co mlodsi z zolnierzy byli pod duzym wrazeniem szarzy. To prawdopodobnie zauwazyl ranny Forsyth, ktory zapytal czy zolnierze mogliby glosno odmowic modlitwe ku pokrzepieniu dusz. Odpowiedziala mu kompletna cisza.
Gdy szarzujacy Indianie zblizyli sie na odleglosc strzalu zolnierze otworzyli huraganowy ogien. Kilka koni gwaltownie upadlo a jezdzcy, wyrzuceni z siodel duzym lukiem, spadli na ziemie. Jakis czas po bitwie biali twierdzili ze w tej szarzy zostalo zabitych wielu Indian. Sami zas Indianie twierdzili ze co prawda stracili nieco koni w tej akcji to zaden z ich wojownikow nie zostal zabity.
Nastepnie Indianie zmienili nieco taktyke. Zaczeli jezdzic naookolo wyspy i zwisajac z koni po bezpiecznej stronie, strzelac w kierunku pozycji zolnierzy. Najbardziej narazeni na trafienie byli ci z bialych ktorzy zdecydowali sie poglebic swoje okopy. Sig Shlesinger byl pod wrazeniem umiejetnosci jazdy konnej i dzielnosci wojownikow. Napisal swych wspomnieniach ze "tak wspanialych umiejetnosci jezdzieckich nigdy przedtem i potem nie widzialem." W tej fazie bitwy zostal zabity pierwszy wojownik. Byl nim Czejen, Suchy Przelyk (ang: Dry Throat). Po stronie wojska ani jeden wierzchowiec nie pozostal zywy. . Kobiety i dzieci obserwuja bitwe. Biali zauwazyli ze na niewielkim wzgorzu zaczely sie pojawiac indianskie kobiety i dzieci. Niektore staly, inne siedzialy, i po prostu obserwowaly walke. Wieczorem zolnierze slyszeli dochodzace z tego wzgorza piesni i nazwali je Wzgorzem Squaw.
Forsyth nakazal aby 3-4 zolnierzy zajelo pozycje na zachodnim krancu wyspy. .
Druga i trzecia szarza Indian. Okolo poludnia doszlo do drugiej duzej szarzy konnych wojownikow. Przed atakiem wyslano goncow do wioski zapraszajac Rzymskiego Nosa aby wzial udzial w bitwie. Tym razem wiekszosc stanowili Czejeni. Ta szarza byla rownie imponujaca jak ta pierwsza. Co ciekawe to w tym ataku wziela udzial 42-letnia kobieta Czejenow o nazwisku Kobieta o Zoltych Wlosach. Jej maz zmarl rok temu od przypadkowego samopostrzelenia sie. Jego zona postanowila ze wezmie udzial w szarzy i gdy zostanie zabita to dolaczy do niego w Krainie Wiecznych Lowow. Do trzeciej szarzy doszlo pod koniec dnia. Wzielo w niej udzial mniej wojownikow niz poprzednich atakach. Na czele Indian stanal Rzymski Nos (-->) i to on dal sygnal do szarzy. Zolnierze Psy byli prowadzeni przez Wysokiego Byka. W tym ataku wzieli takze udzial Lakoci i Arapaho. Stillwell, lub ktorys z jego kompanow ukrytych w wysokiej trawie i niewidzianych przez Indian, trafil Rzymskiego Nosa tuz powyzej biodra. Czejen co prawda utrzymal sie w siodle ale nie byl w stanie uczestniczyc w dalszych walkach i zawrocil konia. Inni wojownicy mineli go i pognali w strone pozycji zolnierzy. Mocny ogien karabinowy zmusil ich do rozdzielenia sie i miniecia wyspy po obu stronach. Rzymski Nos zsiadl z konia i polozyl sie na ziemi. Wkrotce przybyli Bialy Kon i inni aby zobaczyc co sie z nim dzieje. Rzymski Nos powiedzial jak i gdzie zostal trafiony i dopiero wtedy Indianie dowiedzieli sie o ukrytych w wysokiej trawie zolnierzach. Wkrotce potem kobiety zabraly krwawiacego Rzymskiego Nosa do wioski Czejenow. W miedzyczasie po zalamaniu sie trzeciej szarzy niektorzy wojownicy podjeli proby zabrania z pola bitwy swoich 2 zabitych i kilku rannych. Na to jednak im nie pozwalali biali strzelalajac do kazdego czolgajacego sie wojownika. Tak minal pierwszy dzien bitwy. Po stronie bialych zgineli porucznik Beecher, doktor Mooers, oraz zolnierze Chalmers i Wilson. Smiertelnie ranni byli Farley i Day. Ciezko rannych bylo az 14 zolnierzy a lekko rannych 2 zolnierzy. Przezyl ciezko ranny zolnierz Wilson. Wsrod rannych byl takze sam major Forsyth. Po stronie Indian bylo kilku zabitych i wielu rannych. Rzymski Nos zmarl w nocy. Obie strony stracily wiele wierzchowcow. . Forsyth postanowil poinformowac dowodce najblizszego fortu (pulkownika Bankheada w forcie Wallace) o swojej sytuacji i poprosic o pomoc. Kolo polnocy Stillwell i Trudeau podjeli sie misji przedarcia sie przez pozycje Indian i dotarcia do fortu. Obaj weterani pogranicza zdjeli buty i obwineli stopy kawalkami kocy i skor, tak aby nie pozostawic odciskow obcasow. Nastepnie uscisneli kazdemu dlon na pozegnanie i cicho znikneli w ciemnosciach nocy. Obaj biali byli tak ostrozni ze przez pierwsze 4-5 km (!) czolgali sie. Nad ranem gdy rozwidnilo sie skryli sie w zaglebieniu terenu. Zywili sie konskim miesem, a gdy te sie zepsulo wskutek upalu, obaj sie rozchorowali. W sumie zajelo im cztery dni aby dotrzec do oddalonego o ponad 100 km fortu Wallace. Trudeau byl tak oslabiony ze ledwo mogl stac na nogach. Pozostali na wyspie w kazdej chwili oczekiwali okrzyku wojennego Indian oznajmiajacego ze Stillwell i Trudeau zostali zauwazeni i pojmani. Jednak przez reszte nocy nic takiego nie uslyszano. Za to slychac bylo bicie bebnow i zalobne zawodzenia kobiet ktorych mezowie lub bracia zgineli w bitwie. Wioski indianskie znajdowaly sie nie tak daleko od wyspy. Nastepnego dnia rano niezbyt duza grupa wojownikow przypuscila szarze na pozycje wojska. Tak jak i poprzednie tak i ten atak zostal odparty. Sig Shlesinger widzial jak potem Indianie chcieli podejsc do wyspy trzymajac biala flage. Biali jednak uwazali ze to podstep majacy na celu pod pozorem rozmow dowiedzenie sie jaka jest naprawde sytuacja na wyspie. Zolnierze ostrzelali poslancow, ktorzy natychmiast salwowali sie ucieczka. Reszta dnia uplynela bez wiekszych wydarzen, tak jakby obie strony lizaly rany po walkach poprzedniego dnia. Obawiajac sie ze Stillwell i Trudeau zostali zlapani i zabici przez Indian, w nocy dwoch kolejnych goncow probowalo przedrzec sie przez linie Indian. To sie jednak nie powiodlo jako ze Lakoci i Czejeni byli bardzo czujni. Dwaj smialkowie wiec szybko wrocili na wyspe. Trzeci dzien bitwy byl podobny do poprzedniego, czyli sporadyczna wymiana ognia na duza odleglosc i wzajemna obserwacja. Gdy nadszedl wieczor major Forsyth ponownie spytal o dwoch ochotnikow, ktorzy podjeliby sie dotarcia do fortu Wallace. I tak jak poprzednio tak i teraz, zglosili sie Donovan i Pliley. Ten ostatni znany z udzialu w walkach z Indianami nad strumieniem Pieska Preriowego. Tym razem obaj mieli wiecej szczescia. Czwartego dnia jeszcze mniej sie wydarzylo i piatego dnia (21 wrzesnia) Indianie odeszli. Biali odebrali to z wielka ulga i zaczeli swobodniej poruszac sie po wyspie. Smrod z rozkladajacych sie koni i mulow byl niesamowity. Pojawilo sie setki komarow i much. Sytuacja na wyspie byla nie do pozazdroszczenia. Szostego dnia niektorzy z tych ktorzy nie byli ranni, lub zbytnio oslabieni, chcieli opuscic wyspe i maszerowac w kierunku fortu Wallace. Na to jednak nie zgodzili sie inni twierdzac ze zostawienie slabych i rannych oznaczaloby ich pewna smierc z rak Indian. Przysluchujac sie dyskusjom major Forsyth oznajmil ze nie ma mowy o zostawieniu rannych. Osmego dnia niektorzy odwazyli sie na male polowanie. Otoz wsrod pobliskich wzgorz odkryto "miasteczko" pieskow preriowych. . O 10-ej rano Howard Morton wzial lornetke i wraz z kilkoma innymi udal sie na prerie. Byli ciekawi kim sa jezdzcy widziani na horyzoncie. Przez dluzszy okres nie byli w stanie zdecydowac sie na to kto sie zbliza. Obawiano sie ze to Indianie wracaja i - jak wspominal Morton - "nasze serca przestaly bic na kilka minut." Wkrotce okazalo sie ze to nadchodzi odsiecz z fortu. Natychmiast powiadomiono o tym tych na wyspie. Zapanowala nieopisana radosc. Niektorzy plakali. Oddzialem ktory przybyl bylo 70 zolnierzy z kompanii H, 10-go Pulku Kawalerii, zlozonego z murzynow. Ich dowodca byl kapitan Carpenter. W miedzyczasie, 23 wrzesnia, pulkownik Bankhead wyszedl z fortu Wallace ze 106 zolnierzami, 2 armatami i kilkoma zwiadowcami (w tym Stillwell i Trudeau) w celu dotarcia do Forsytha. Donovan i Pliley dotarli do fortu tuz po odejsciu Pplkownika Bankheada. W drodze byly tez dwie kompanie kawalerii majora Brisbina, ktore wyszly z fortu Sedgwick nad Poludniowa Platte. Mimo ze pulkownik Custer pompatycznie nazwal te bitwe "najwieksza bitwa na preriach" (ang: "…the greatest battle on the plains.") byla to porazka armii amerykanskiej. Biali nie dosc ze nie ukarali Lakotow i Czejenow za ich ataki w Kansas, to sami znalezli sie w ciezkiej sytuacji. W sumie oddzial Forsytha mial 23 zabitych i rannych, czyli okolo 45 % stanu. Gdyby nie przybycie odsieczy z fortu Wallace wyprawa Forsytha i jego elitarnego oddzialu zakonczylaby sie katastrofa. Dla Indian bitwa ta jest znana pod nazwa "Walka w Ktorej Zginal Rzymski Nos " (ang: "The Fight when Roman Nose was Killed."). Niektorzy nazywaja bitwe na Wyspie Beechera, bitwa nad Strumieniem Arikara. W ciagu nastepnych dni Indianie rozdzielili sie. Czesc Czejenow poszla na poludnie, przeszla rzeke Arkansas i zajela sie polowaniem na Terytorium Indianskim. Inni Czejeni, tzw. Zolnierze-Psy, pozostali na sciezce wojennej. Przeniesli swa wioske na polnoc, nad Republican, gdzie w pazdzierniku razem z Oglalami kontynuowali ataki na blade twarze. .
|
Kleska Czejenow. (Lipiec 1869) . Poniewaz w tej bitwie wziela udzial tylko mala grupa Lakotow, wiec opisza ja tylko pokrotce. Jesli chodzi o Czejenow to stracili w niej wodza Wysokiego Byka i doznali takiej kleski i poniesli takie straty ze musieli opuscic srodkowe prerie. To z kolei mialo duzy wplyw na Poludniowych Oglalow i Brulow, ktorzy tez opuscili te ziemie, przeszli Platte i dolaczyli do reszty Lakotow. Po atakach na bialych w polnocno-zachodnim Kansas, Czejeni wodza Wysokiego Byka i grupki Oglalow i Arapahow, skierowali sie na polnocny-zachod, gdzie po przekroczeniu Poludniowej Platte zamierzali dolaczyc do Lakotow. Poniewaz woda na rzece wezbrala wiec postanowiono zatrzymac sie niedaleko miejsca zwanego Summit Springs i zaczekac. Rozstawiono wiec 85 tipi i rozpuszczono konie na pobliska prerie. W dalsza wedrowke miano ruszyc jak tylko poziom wody w Platte obnizy sie.
Te wioske znalezli zwiadowcy Paunisow (50) pod dowodztwem Majora Northa.
Oddzialem zlozonym z 244 kawalerzystami z 5-go Pulku dowodzil Pulkownik Eugene Carr, zwany "Czarnobrodym Kozakiem."
Atak na wioske byl wielkim sukcesem Paunisow i zolnierzy. Indianie stracili tipi i 300 koni i mulow. Ponadto mieli 52 zabitych, w tym wodz Wysoki Byk, a 17 kobiet dostalo sie do niewoli. (Co ciekawe to z tych piecdziesieciu dwoch zabitych 35 zabili Paunisi a tylko 17 zolnierze.) Biali mieli tylko 1 rannego zolnierza, oraz 1 rannego i 1 zabitego cywila. Tym zabitym cywilem byla biala kobieta przetrzymywana w wiosce indianskiej jako jeniec. Bent i Grinnell, ktorzy rozmawiali z wieloma Czejenami, twierdzili ze tylko 9 Indian zostalo zabitych (6 Czejenow, 2 Lakotow i 1 Arapaho). Po klesce pod Summit Springs stoczono tylko cztery niewielkie potyczki z Indianami i walki zupelnie ucichly na srodkowych preriach. Najwaleczniejsza czesc Czejenow zwana Zolnierze Psy (ang: Dog Soldiers) juz nigdy nie odzyskala swej sily a skalpy zdarte z ich glow pod Summit Springs ozdobily pasy Paunisow.
|
. Amerykanie spodziewali sie klopotow ze strony Indian przy budowie linii kolejowych przez ich ziemie. W tym celu czesc armii amerykanskiej miala za zadanie obrone budowniczych linii przed atakami ze strony Lakotow i Czejenow. (Komancze, Kiowa, Apacze, i inne plemiona pozostawily w spokoju budowniczych). Na jesieni 1867 pociagi Kansas Pacific docieraly juz do fortu Hays Potem poprowadzono tory jeszcze bardziej na zachod. Na zachod od fortu Harker w stanie Kansas budowniczy kolei byli czesto atakowani przez Czejenow i Poludniowych Oglalow. Doszlo do tego ze 24 czerwca 1867 okolo 1.000 budowniczych odmowilo wyjscia na prerie aby ukladac tory obawiajac sie atakow. W atakach ginelo zwykle kilku bialych, ponadto Indianie uprowadzali nieco koni i mulow. Choc straty nie byly ciezkie to jednak czestotliwosc z jaka Indianie nekali bialych uniemozliwiala normalna prace. 27 czerwca 1867 sam oboz budowniczych zostal zaatakowany.
Gubernator Crawford nalegal na generala Shermana, dowodcy armii amerykanskiej, aby pozwolil mu zorganizowac regiment ochotnikow do ochrony budowniczych kolei. Sherman zgodzil sie. W ten sposob powstal 19-ty Pulk Kawalerii Kansas. Ten oddzial natychmiast po sformowaniu wyruszyl na prerie.
Aby ukarac Indian w pole wyruszyl pulkownik Custer z 7-ym Pulkiem Kawalerii. Oddzial Custera opuscil fort Hays i przejechal obszary zamieszkane przez Czejenow i Poludniowych Oglala az do rzeki Platte. Tam zatrzymal sie na ranczu Jacka Morrow, niedaleko fortu MacPherson. Doszlo do spotkania Custera z wodzami Indian w forcie McPherson. Najwazniejszym z wodzow reprezentujacych Indian byl Zabojca Paunisow (-->). Wodzowie powiedzieli generalowi ze sa dobrymi Indianami. Custer dal sie nabrac i rozdal im prezenty. Zadowoleni Oglala i Czejeni opuscili fort i wrocili do swoich. Potem przybyl przelozony Custera, general Sherman, ktory byl niezadowolony z tego co sie stalo. Sherman watpil w pokojowe intencje Zabojcy Paunisow i rozkazal Custerowi aby odszukal Indian i przyprowadzil do fortu. Custer nakazal zolnierzom uzupelnienie zapasow i opuszczenie fortu. Po kilku dniach Custer dotarl nad rzeke Republican, na tereny przez ktore poprzednio przechodzil. 24 czerwca 1867 Indianie podjeli probe zabrania koni ale zolnierze byli czujni. Jedynie jeden ze straznikow stracil karabin i amunicje. Indianie zostali odpedzeni. Custer w swym pamietnikach przesadzil z dramatyzmem i stratami Indian, czyniac z drobnej potyczki duza bitwe. W miedzyczasie glowne sily Indian zebraly sie na pobliskim wzgorzu. Biali dostrzegli sygnaly jakie Indianie przesylali przy pomocy lusterek. Na wzgorze przybywaly kolejne grupy wojownikow. (Hyde na str. 259 w The Fighting Cheyennes: "After this the main body of the Indians drew off to a hill about a mile from camp, where they formed a line and, signaling with mirrors, were soon joined by other parties of Indians, who seemed to come from every direction.")
Custer wyslal w ich kierunku jednego ze swych zwiadowcow, czlowieka o nazwisku Gay. Gay ruszyl powoli w strone wzgorza gdzie siedzialo na koniach setki wojownikow.
Pulkownik w towarzystwie grupki oficerow ruszyl na spotkanie. Wodzowie pojawili sie w towarzystwie dwukrotnie wiekszej liczby wojownikow. To budzilo duzy niepokoj wsrod oficerow. Zabojca Paunisow powiedzial ze by chcial otrzymac od zolnierzy zywnosc i ... amunicje !
Custer nakazal kapitanowi Hamiltonowi z grupa zolnierzy pojscie sladami wodzow majac nadzieje ze w ten sposob dowie sie o polozeniu ich wioski. Indianie jednak byli czujni i z planow generala nic nie wyszlo. Otoz grupa wojownikow zaatakowala oddzial Hamiltona i zmusila go do zatrzymania sie. Wkrotce kolejne grupy Indian przybyly i zmusily Hamiltona do szybkiego odwrotu. Takze tabory oddzialy Custera zostaly zaatakowane przez Indian. Te wrogie akcje byly dzielem Poludniowych Oglala.
Gdy Custer byl nd rzeka Republican, general Sheridan wyslal do niego porucznika Kiddera z 10 zolnierzami z fortu Sedgwick aby dostarczyl rozkazy. Prowadzil ich jeden z przyjaznych Lakotow o nazwisku Czerwony Koralik. Niestety Kidder natknal sie na grupe wrogich Indian. Wedlug jednych byli to Polnocni Oglala, ktorzy przybyli znad rzeki Prochowej aby odwiedzic Poludniowych Oglala. A wedlug drugich byli to Brule Lakoci ktorzy polowali w tej okolicy na bizony.
Mimo tych atakow budowa koleji Kansas Pacific szybko postepowala naprzod. Pierwszy pociag dotarl dotarl do Denver w Colorado w sierpniu 1870. Teraz rzez bizonow na srodkowych preriach zaczela sie na calego. Biali mysliwi przybywali pociagami ze wschodu. I przybywali setkami. Gazeta Kansan wydawana w pogranicznym miescie Newton podala ze w grudniu 1872 tylko w zachodnim Kansas na preriach znajdowalo sie az 2.000 bialych mysliwych. Skory zabitych zwierzat przewozono pociagami. .
Kolej Kansas Pacific i rzez bizonow.
Bez komentarza ....
|
.
John Monnett - "The Battle of Beecher Island and the Indian War of 1867-69"
.
.
|
.
Inne moje strony:
Napoleon, His Army and Enemies (jez. ang.)